Z nieba do piekła
Rewelacyjny pierwszy set siatkarzy Astry w meczu z Gwardią Wrocław dał nadzieję na wygraną. Niestety, w kolejnych czegoś zabrakło i ostatecznie Koliberki przegrały 1:3. – Przychodzi taki moment, że pękamy i to trzeba zmienić – przyznaje Sławomir Janusz, kapitan zespołu
MKST Astra Nowa Sól – Gwardia Wrocław 1:3 (25:11, 15:25, 23:25, 17:25)
W sobotni wieczór wszystkie drogi prowadziły do hali przy ul. Botanicznej. Zapowiadany od wielu dni mecz Astry Nowa Sól z Gwardią Wrocław przyciągnął wielu kibiców. Wypełniły się górne i dolne trybuny.
Okazało się, że wrocławianie mieli po drodze kolizję i trzeba było zaczekać na ich dotarcie. Opóźnienie sprawiło, że mecz rozpoczął się z niewielkim poślizgiem. To, co w pierwszym secie zaprezentowały nam Koliberki, zrekompensowało oczekiwanie. Trybuny oszalały: krzyk, oklaski, dźwięk trąbek, kołatek i bębna. Tancerki z grupy tańca Tiga z werwą machały srebrnymi pomponami.
Z najlepszej strony pokazał się Kasper Małecki. Był bezbłędny zarówno w zagrywce, jak i w rozegraniu. Rewelacyjną partię rozgrywali Maciej Kleinschmidt, Dawid Witkiewicz i grający trener Przemysław Jeton. Koliberki w pierwszym secie nie dały najmniejszych szans przeciwnikowi wygrywając 25:11.
Wyglądało na to, że podnieśli się po przegranej w Żaganiu, że pokazują teraz, na co tak naprawdę ich stać. Niestety, nasza drużyna brutalnie przeniosła nas z nieba do piekła. Z kretesem przegraliśmy drugiego seta. Zawodnicy Astry, którzy wcześniej zdobywali cenne punkty, tym razem robiąc błędy prezentowali je przeciwnikowi.
Trzeci set też nie zaczął się dla Astry najlepiej. Choć początkowo Koliberki przegrywały, jednak dogoniły Gwardię przy 14. punkcie. Od tego momentu do samego końca set był wyrównany. Astra traciła natomiast cenne oczka po własnych, niewymuszonych błędach i nie udało się nowosolskim siatkarzom zyskać zdecydowanej przewagi. Pomimo zaciętej walki, która rozgrzała trybuny do czerwoności, trzeci set Koliberki przegrały 25:23.
W czwartej części nasi już się nie podnieśli. Błąd gonił błąd. Gwardia nie musiała się specjalnie wysilać, żeby na tablicy z napisem „goście” przybywały kolejne punkty. Astra próbowała walczyć, ale ci siatkarze, którzy wcześniej zdobywali punkty, tym razem psuli zagrywkę i byli niedokładni w odbiorze. Z twarzy nowosolan zniknęła też determinacja, jaką było widać podczas pierwszego i trzeciego seta. Gwardia z pewnością wygrała zasłużenie.
Z wynikiem 3:1 wróciła do stolicy Dolnego Śląska na czwartym miejscu w tabeli. W przeciwieństwie do Astry, która spadła na siódmą pozycję – punktów mamy 18 po 13 meczach.
– Dobrze przepracowaliśmy sezon pomiędzy świętami a Nowym Rokiem, owoce będziemy zbierali za dwa-trzy tygodnie, w końcówce rundy zasadniczej. Kolizja autobusu wytrąciła nas z równowagi. Jednak weszliśmy w mecz i zagraliśmy swoje. Nie popełnialiśmy takiej ilości błędów, jak zawodnicy z Nowej Soli. Samych błędów w przyjęciu naliczyłem u Astry 12. Tak się nie da wygrać – mówi Piotr Lebioda, trener Gwardii Wrocław. Jego zespół jest teraz na fali. Lebioda dodaje jednak, że ze względu na młodych zawodników Gwardia jest bardzo nieobliczalna. – W tym składzie gramy pierwszy sezon, tak jak w Nowej Soli postawiliśmy na młodzież. Widzieliśmy wasze fora społecznościowe, jak działały i promowały zespół. Gdyby kibice byli jeszcze bardziej aktywni w drugiej części meczu, to działałoby przeciwko nam, ale nasza dobra gra trochę osłabiła ten doping – mówi Piotr Lebioda.
Kapitan Astry Sławomir Janusz podkreśla, że drużynie bardzo zależało, żeby odbudować się po fatalnej przegranej z Żaganiem. – Pierwszy set bardzo dobry, może nawet za bardzo. Za szybko pękamy. Pokazaliśmy, że potrafimy odrobić nawet dużą stratę. Musimy nad tym popracować, bo mamy młody zespół i chłopaki zbyt szybko się podłamują – mówi Janusz.
Podobnie ocenia drugi trener Astry Aleksander Karimow: – Stale przychodzą takie momenty, że brakuje doświadczenia na boisku. Kilka straconych punktów zabiera animusz i podcina nam skrzydła. Przytomny przeciwnik od razu to wykorzystuje i wygrywa. Niektórzy nasi zawodnicy są rewelacyjni, jak drużynie idzie dobrze, ale jak fortuna się odwraca, to oni odpuszczają. Zbyt łatwo wygrany pierwszy set rozluźnił naszych chłopaków. W drugim zrobiliśmy aż 15 błędów. Dziękuję kibicom za wspaniały doping, to bardzo pomaga zawodnikom, zwłaszcza w tych trudnych momentach.
Prezes Zdzisław Rola zdradził, że denerwował się meczem jeszcze bardziej niż zawodnicy: – Pomimo przegranej pozytywnie mnie zaskoczyli. Jeżeli uwierzą w siebie i nabiorą doświadczenia, nie będzie tak źle, jak nam niektórzy przepowiadają. Myślę, że Koliberki jeszcze pokażą, na co ich stać.
Monika Owczarek