Widziałem kibiców i miałem ciarki
Kolejnym Koliberkiem w tym sezonie będzie Przemysław Kępski, w ostatnim sezonie siatkarz Sobieskiego Żagań a wcześniej AZS Zielona Góra. W rozmowie z nami zdradza, co zaważyło, że wybrał Nową Sól
Jesteś doświadczonym siatkarzem, stabilnym i pewnym siebie na boisku, ale z pewnością pamiętasz swoje początki.
Moja przygoda z siatkówką zaczęła się w rodzinnej Bielawie na Dolnym Śląsku. Wujek zaprowadził mnie na pierwszy trening do miejscowego klubu. Spodobało mi się i tak zostało do dzisiaj, czyli na trzynaście lat. Wiadomo, jak większość chłopaków próbowałem kopać piłkę. Jako dziecko chodziłem nawet do szkółki piłkarskiej, ale to był epizod. W bielawskim klubie siatkarskim skończyłem wiek juniora a po nim wyjechałem do Zielonej Góry. Przez kolejne siedem sezonów grałem w zielonogórskim AZS. Z kolei ostatni rok w Sobieskim Żagań.
Dlaczego zdecydowałeś się na przejście do Astry Nowa Sól, czy zasilający nasz klub koledzy z Sobieskiego i AZS mieli znaczenie?
Stanąłem przed trudnym wyborem. Wahałem się, nie wiedziałem, na co mam się zdecydować. W pewnym sensie koledzy, którzy przeszli do Nowej Soli też mieli wpływ.
Miałem różne propozycje, z niektórych od razu zrezygnowałem. Została mi do wyboru Zielona Góra i Nowa Sól. Początkowo skłaniałem się do Zielonej później jednak zmieniłem zdanie. Bardzo dużo myślałem, kosztowało mnie to dwa tygodnie. Ostatecznie po analizie za i przeciw zdecydowałem się na Nową Sól. Wszystko brałem pod uwagę, zaczynając od poziomu sportowego poprzez skład personalny, kibiców i atmosferę. Nie będę ukrywał, że duże znaczenie mieli kibice. To, co się dzieje w Nowej Soli trudno opisać słowami. Niesamowita magia siatkówki. Kiedy się widzi nowosolską publiczność to ma się ciarki. Robią ogromne wrażenie. Kiedy graliśmy z Astrą play off w Żaganiu to zerkałem na nowosolskie trybuny. Z powodu kontuzji stałem wtedy w kwadracie i mogłem poobserwować, co się dzieje. Z przyjemnością patrzyłem na ogromne wsparcie z trybun, jakie miała Astra. Coś wspaniałego. Mam nadzieję, że w nadchodzącym sezonie osobiście doświadczę takiego dopingu.
Jesteś na pozycji przyjmującego, czy zawsze tak było?
Jestem na przyjęciu, choć ze wzrostem 186 jestem jednym z niższych zawodników. Do siatkówki mógłbym być nieco wyższy (śmiech). Lubię być przyjmującym i wyskakiwać do bloków. Dobrze i pewnie się w tym czuję. Czasami pojawiała się myśl, że może fajnie byłoby być rozgrywającym. Sprawdzić się i przekonać, czy dobrze bym kombinował. Jednak to raczej zachcianka.
Z siatkarzami Astry nie musisz się specjalnie zgrywać, znacie się. Jak myślisz jaki stworzycie zespół?
Z zawodnikami dobrze się znam. Z kilkoma osobami miałem przyjemność grać w jednym zespole w Zielonej Górze i Żaganiu. Z innymi spotykaliśmy się po przeciwnej stronie siatki. Nie znam najmłodszych chłopaków Astry, ale za chwilę się poznamy. To będzie ciekawy, dobry i mocny zespół. Myślę, że stworzymy lubiącą się ekipę. My właściwie już się przyjaźnimy. Spędzamy ze sobą czas nie tylko na boisku, ale też prywatnie. Ma to ogromne znaczenie, taki kolektyw zawsze pozytywnie wpływa na grę. Zresztą za chwilę to udowodnimy. W drugiej połowie sierpnia stawiam się na wspólnych przygotowaniach.
Może teraz czeka cię siedem lat w Nowej Soli?
(śmiech) Skupię się na pierwszym sezonie, będzie to sprawdzające zarówno dla mnie jak i dla drużyny. Może na kolejne lata wszyscy będziemy zadowoleni i zostanę na dłużej. Bardzo chciałbym awansować do pierwszej ligi, bo w drugiej jestem od wielu lat. Gdyby to się udało z Nową Solą to byłbym bardzo zadowolony.