Mecz na szczycie Astry. Trzy punkty były tuż-tuż
Astra była bardzo blisko wygranej w spotkaniu z Wałbrzychem, liderem II ligi. W czwartym secie zabrakło kropki nad „i”. Doszło do tie breaka, w którym lepsi okazali się gospodarze. – Mam nadzieję, że w najbliższą sobotę z naszą nowosolską publicznością kolejny raz będziemy potrafili wznieść się na wyżyny i pokonać Chrobrego – mówi Przemysław Jeton, trener Astry
MKS Aqua-Zdrój Wałbrzych – MKST Astra Nowa Sól 3:2 (21:25, 24:26, 25:18, 25:22, 15:11)
Astra: Januszewski, Witkiewicz, Skibicki, Jeton, Adrian Zakrzewski, Kępski, Odwarzny, Sławnikowski, Ratajczak, Arkadiusz Zakrzewski, Panasiuk, Kołodziejczyk
Ostatnimi czasy Koliberki grają znakomicie! Seria siedmiu zwycięstw z rzędu mówi sama za siebie. W ub. sobotę czekało nas arcytrudne zadanie. Mierzyliśmy się z MKS Aqua-Zdrój Wałbrzych, głównym kandydatem do wygrania ligi. Jak zawsze na mecz wyjazdowy wybrali się kibice nowosolskiego klubu.
– W pierwszym secie chyba zaskoczyliśmy zespół z Wałbrzycha. Przede wszystkim zagraliśmy mocną zagrywką i początek mieliśmy rewelacyjny. Odrzucaliśmy ich od siatki, robiliśmy zagrywki punktowe – mówi Przemysław Jeton, trener Astry. Nowosolanie prowadzili już ośmioma punktami (10:2). Skuteczna zagrywka robiła swoje, pozwoliła nam wyrobić sobie sporą przewagę. Koliberkom ułatwiali zadanie również gospodarze, którzy popełniali sporo błędów własnych w ataku i w zagrywce. Nasz zespół umiejętnie kontrolował przebieg boiskowych wydarzeń i utrzymał przewagę do końca inauguracyjnej partii – wynik 25:21.
Druga część już była inna – lider z wiceliderem co chwilę wymieniali ciosy, szli łeb w łeb. – W końcówce zawodnicy z Wałbrzycha nie wytrzymali ciśnienia i zaatakowali w antenkę. Można więc powiedzieć, że troszeczkę szczęście się do nas uśmiechnęło i przeciwnicy ułatwili nam zadanie – przyznaje trener Jeton.
Drugiego seta Astra wygrała do 24 i prowadziła już 2:0 z liderem na ich terenie – każdy brałby przed meczem taki scenariusz w ciemno!
Ale zbyt szybko zadowoliliśmy się takim obrotem spraw. Początek trzeciej partii nie był najlepszy w wykonaniu zespołu z Nowej Soli. Gospodarze za wszelką cenę chcieli nas dogonić, bo to oni byli faworytem, większość stawiała właśnie na nich w tym spotkaniu na szczycie. Wałbrzych zaczął lepiej grać blokiem, miał kilka punktów przewagi i ona dawała im komfort w graniu, który dał im zwycięstwo w tym secie 25:18.
– Czwarty set można określić najbardziej interesującym, on był dla nas decydujący w tym starciu – przyznaje Przemysław Jeton. – Prowadziliśmy, mieliśmy wynik 19:14, później 20:18. Od początku ustaliliśmy sobie, że to musi być ostatnia partia, że za wszelką cenę nie chcemy doprowadzać do tie breaka, bo w piątym secie różnie bywa. Mieliśmy spory apetyt na zrobienie niespodzianki i wywiezienie zwycięstwa. Niby wszystko było pod kontrolą, ale później zacięliśmy się w ataku i mieliśmy problem z przyjęciem zagrywki. Przeciwnik się napędzał, aż doprowadził do 22:22. Wtedy stanęliśmy i to Wałbrzych zaczął dyktować warunki. Nam to zupełnie podcięło skrzydła. Tie break od początku do końca był pod ich dyktando. Mieli dwa-trzy punkty przewagi i grali spokojnie. Trudno było po tej mocno dla nas nieprzyjemnej końcówce czwartego seta zmobilizować się. Byliśmy na siebie chyba zbyt zdenerwowani.
– Jest żal po tym meczu? Niewiele zabrakło, a z trudnego terenu wrócilibyście z kompletem punktów.
– Jak przed meczem dostalibyśmy sygnał, że będzie 3:2 dla Wałbrzycha po ciekawym widowisku i zdobędziemy punkt, wzięlibyśmy to w ciemno. Ale z przebiegu całego spotkania na pewno jest żal. Graliśmy bardzo fajnie w pierwszych dwóch setach, w czwartym prowadziliśmy już wysoko. Wystarczyło postawić kropkę nad „i”, a my zaczęliśmy się gubić. Trzeba też przyznać, że rywale nie byli przygotowani, że będziemy wywierać taką presję. Wałbrzych to zespół tworzony pod awans, u siebie jeszcze nie przegrali. Cieszymy się z punktu, ale po meczu było jednocześnie rozgoryczenie, wszyscy mieli głowy zwieszone i byliśmy na siebie źli.
Kolejny mecz Koliberki zagrają u siebie. W sobotę powalczymy na parkiecie z Chrobrym Głogów. Nasi będą chcieli wrócić na tor zwycięstw. – We własnej hali jesteśmy jak dotąd niepokonani i tę passę będziemy chcieli utrzymać. To będzie trudny mecz, przyjedzie zespół, który depcze nam po piętach, a my borykamy się z brakami kadrowymi – musimy sobie radzić z dwoma przyjmującymi, nie mamy żadnego pola manewru, bo podstawowi zawodnicy jeszcze walczą z kontuzjami. Mam nadzieję, że z naszą nowosolską publicznością kolejny raz będziemy potrafili wznieść się na wyżyny i pokonać głogowian – puentuje trener Astry.