Liczymy na wsparcie z trybun, to nam bardzo pomaga
Jakie znaczenie mają kibice dla siatkarzy, czego spodziewać się w Międzyrzeczu oraz na kilka prywatnych pytań odpowiada Kasper Małecki
Monika Owczarek: Ukrywałeś się przed nami a tak naprawdę jesteś miejscowy, bo pochodzisz z Książa Śląskiego w gminie Kożuchów? Gdzie się podziewałeś przez te lata?
Kasper Małecki: Pewnie dlatego, że zarówno do szkoły podstawowej jak i do gimnazjum chodziłem w Zielonej Górze. To tam pokochałem siatkówkę. Kilka lat temu jako uczeń pojechałem na obóz sportowy gdzie poznałem braci Zakrzewskich. Nikogo więcej nie znałem, całe moje życie toczyło się jednak w Zielonej Górze. Po gimnazjum poszedłem do Liceum Norwida w Częstochowie, to szkoła o dużych tradycjach siatkarskich. Dzisiaj są w pierwszej lidze. Uczyłem się tam tylko rok, bo przeniosłem się do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Świnoujściu. Tam dokończyłem liceum i zdałem maturę. Stamtąd zostałem przez koordynatora zaproszony do Szczecina. Grałem w drugiej lidze. Cel był taki, żeby stworzyć w jednym ośrodku drugą ligę, pierwszą ligę i plus ligę. Niestety projekt się do końca nie udał. Wróciłem do domu w Książu Śląskim. Myślałem, że na tym koniec mojej przygody z siatkówką. Oczywiście tęskniłem za boiskiem, za grą, brakowało mi mojej drużyny w Szczecinie. Musiałem się ogarnąć, zacząłem pracować. Zaplanowałem rozpocząć studia we Wrocławiu. Wtedy zadzwonił telefon od trenera Jetona. W sumie to do dzisiaj nie wiem, jak mnie znalazł.
Jesteś ulubieńcem publiczności, zwłaszcza żeńskiej, wiedziałeś o tym?
Nie wiedziałem (śmiech). Naprawdę bardzo jest mi miło, ale nie wiedziałem (śmiech). Jeżeli mi kibicują to bardzo za to dziękuję.
Zmiany szkół, podróżowanie po Polsce, to chyba trudne dla młodego chłopaka?
Trzeba przyznać, że zostałem rzucony na głęboką wodę. Chyba przez to szybciej dorosłem. Dążyłem do wytyczonego celu a tym było i jest rozwijanie się w siatkówce. Cieszę się, że gram w Nowej Soli. Dobrze się czuje grając u siebie. Mijający sezon był dla mnie bardzo różnorodny pod każdym względem. Mam za sobą wiele boiskowych doświadczeń i tych życiowych także. Tak naprawdę sam jestem ciekaw jak ten sezon się dla nas skończy i co będzie dalej.
Twoje zagrywki potrafią wytrącić przeciwnika z równowagi.
(śmiech) W meczu z Międzyrzeczem w Nowej Soli udało mi się udaną zagrywką zakończyć dla nas seta. Kilka razy mi się udało. Wzrostem nie grzeszę i zawsze muszę szukać dla siebie czegoś czym mogę nadrobić: sprytu, szybkości. Uważam, że im więcej trenuje się jakiś element tym więcej ma się w nim szczęścia i udanych akcji.
Jak Twoja forma przed meczem z Międzyrzeczem, co myślisz?
Po naszej wygranej w Żaganiu mieliśmy wolną niedzielę, pojechaliśmy więc z Maćkiem Kleinschmidtem do Międzyrzecza na mecz Orła z BTS Bolesławiec. Chcieliśmy zobaczyć jak im idzie. Przy okazji zobaczyliśmy się z zaprzyjaźnionymi siatkarzami. Nie ma co ukrywać, przed nami ciężkie mecze. Do wysiłku fizycznego jesteśmy przyzwyczajeni, tego się nie obawiamy. Międzyrzecz jest mocny ale w sporcie wszystko jest możliwe. Przy takich kibicach jak my mamy jesteśmy w stanie walczyć z całych sił. Doping z trybun bardzo nam pomaga. Liczymy na takie wsparcie i tym razem.
Oczywiście trzeba brać poprawkę, że jednego dnia gramy świetnie a drugiego nam nie idzie. Czasami gramy na takim wysokim poziomie, że sami jesteśmy zaskoczeni. Innego dnia nie możemy dobrze odbić piłki. Przełomowym momentem była dla nas porażka w Żaganiu. Tam nam było bardzo wstyd. Nie chcemy tego nigdy więcej powtórzyć. Teraz mamy dla kogo grać. Nie możemy sobie pozwolić na spuszczenie głowy. Dajemy z siebie wszystko dla kibiców. Nawet gdybyśmy mieli przegrać to w walce.