Chcą zarazić siatkówką całe miasto
– Jest sporo bardzo pozytywnych i zaangażowanych osób, wierzę, że razem osiągniemy cel – mówi o przyszłym sezonie Przemysław Jeton, trener siatkarzy Astry Nowa Sól. Jednocześnie podsumowuje to, co działo się w niedawno zakończonych rozgrywkach
Monika Owczarek: Meczem z Międzyrzeczem u siebie siatkarze Astry zakończyli rozgrywki. To był zupełnie inny sezon niż poprzedni. Gdybyś miał porównać go z wcześniejszym, to co było inaczej?
Przemysław Jeton: W porównaniu do poprzedniego sezonu sam skład Astry bardzo się różnił. Rozstaliśmy się praktycznie z całą podstawową szóstką. Dzięki temu więcej szans dostali siatkarze, którzy zazwyczaj byli zmiennikami (Witkiewicz, Janusz czy Zakrzewski). Do zespołu dołączyło sporo młodych zawodników, mniej doświadczonych, którzy przygodę z dorosłą siatkówką dopiero zaczynają.
Na papierze w tamtym roku chyba jednak była silniejsza ekipa. Potwierdzał to ubiegły sezon zasadniczy, w którym wygraliśmy praktycznie wszystko. Niestety, play-offy nie potoczyły się po naszej myśli.
W tym sezonie cele zostały zrealizowane z nawiązką. Wiedzieliśmy, że będzie ciężko – młody zespół, sporo nowych twarzy. Pozycja przed play-offami była bardzo dobra – środek stawki. Play-offy okazały się bardziej pomyślne niż w poprzednim sezonie. Bardzo udana rywalizacja z Sobieskim Żagań na długo utkwi w pamięci. W tym sezonie nie spoczywała na nas tak duża presja jak w poprzednim, ten sportowy luz nam pomagał. W poprzednich rozgrywkach szczególnie ten nieszczęsny złoty set nieco nas sparaliżował.
Gdybyś miał ocenić dwie tegoroczne rundy zasadnicze, to jakie one były dla was, czym się różniły, czy gdzieś nastąpił spadek i później mocna odbudowa?
Byliśmy bardzo zadowoleni po pierwszej rundzie fazy zasadniczej. Czwarte miejsce brałbym chyba przed sezonem w ciemno, niemal wszystko układało się po naszej myśli. Mały spadek odnotowaliśmy na początku rundy rewanżowej. Po odejściu Piotrka Kramera do Stali Nysa straciliśmy na mocy. Trochę czasu nam zajęło poukładanie lekko rozsypanych klocków, ale całe szczęście im dłużej trwał sezon, tym nasza dyspozycja rosła. Im bliżej play-offów, tym zespół bardziej się docierał i nabierał więcej pewności w grze.
Po wygranej u siebie z Międzyrzeczem uwierzyliśmy, że stać nas na wiele. Niestety, w play-offach Orzeł okazał się mocniejszy, ale nasza gra naprawdę mogła cieszyć oko.
Który z meczów sezonu zasadniczego pamiętasz najbardziej, który zapisał się szczególnie w twojej głowie – z różnych względów, tych pozytywnych czy też negatywnych?
W rundzie zasadniczej zagraliśmy dwa bardzo dobre i dwa bardzo słabe spotkania. Do tych pozytywnych występów zaliczyłbym wygraną na własnym parkiecie z SPS Chrobry Głogów oraz Orłem Międzyrzecz. Jak się teraz okazało – najsilniejszymi zespołami w naszej grupie. Obydwa spotkania stały na kapitalnym poziomie. Mecz z Głogowem szczególnie bym wyróżnił. Potrafiliśmy w drugim secie odwrócić losy spotkania i zdominować faworyzowanych gości, którzy tego dnia nie mieli nic do powiedzenia.
Mecz z Orłem to bardzo wyrównane i emocjonujące – od samego początku aż do ostatniej piłki – spotkanie. Wygrana po tie-breaku przy pełnej publice. To chyba wtedy narodziła się Koliberkomania.
Niestety, słabe mecze również się zdarzały. Choćby klęska z WKS Sobieski Żagań na wyjeździe, pamiętny przegrany set 7:25… Chyba długo o nim nie zapomnimy. Drugim takim słabym spotkaniem była wyjazdowa porażka w Bielawie. Przeszliśmy kompletnie obok meczu. Brakowało walki, wiary w sukces i odpowiedniej determinacji, a tego nie można zaakceptować.
A gdybyś miał powiedzieć kilka zdań o grze Koliberków w play-offach?
Gra na bardzo dobrym poziomie. Bez zbędnych negatywnych emocji, bez presji. Czerpaliśmy radość z każdej pojedynczej akcji, było widać w tym zaangażowanie i walkę o każdą piłkę. W końcu nasz zespół wyglądał jak dojrzały monolit, który wie, jak osiągnąć upragniony cel.
Przed siatkarzami wakacje, jakie są plany zespołu? Czy chłopaki wracają do swoich domów?
Część siatkarzy studiuje, uczy się w liceum – na tym teraz mogą się skupić, żeby pozaliczać egzaminy. Druga część pracuje jak zwykły szary człowiek. Do tego mamy rodziny, z którymi możemy nadrobić czas poświęcony dotąd siatkówce.
Głowa – tak samo jak mięśnie – musi odpocząć po wyczerpującym sezonie. Przyjezdni po studiach wracają do rodzinnych domów. Po chwili odpoczynku wszystkich czeka ciężka, indywidualna praca. Krótkie wakacje, później intensywnie spędzony czas na siłowni. Zawodnicy dodatkowo szukają gry na plaży. Siatkówka plażowa to świetny sposób na spędzenie wolnego czasu, ale również doskonała forma treningu uzupełniającego.
Jakie są twoje plany na przerwę w rozgrywkach?
Chwila odpoczynku z pewnością mi się przyda, to był wyczerpujący sezon. Później dalsza praca nad swoją formą fizyczną. Nie składam jeszcze broni, chcę się dobrze przygotować do kolejnego sezonu.
Poza tym kompletowanie składu na kolejne rozgrywki. To moje główne zadanie, rozmowy z zawodnikami i zarządem klubu.
Jednym z największych wyzwań, o czym już mówiłeś, jest skompletowanie drużyny na kolejny sezon. Możesz już uchylić rąbka tajemnicy?
W przyszłym tygodniu mamy rozmowy z naszymi zawodnikami. Mam nadzieję, że uda się przedłużyć współpracę z większością obecnego składu. Mam również świadomość, że po dobrym sezonie chłopaki będą przebierać w innych ofertach. Poza tym wiem, że szykują się powroty do naszego zespołu zawodników, którzy kiedyś reprezentowali nasze barwy, ale na konkrety jeszcze trzeba będzie poczekać. Powoli będziemy zdradzać poszczególne nazwiska.
Jaki tak naprawdę musi być „dobry zawodnik”?
Poukładany – zarówno fizycznie, jak i mentalnie. To musi być zawodnik, który kocha siatkówkę, potrafi współpracować w zespole, nie boi się ciężkiej pracy i stawia na rozwój.
Które pozycje wymagają największego wzmocnienia?
O tym dowiemy się po deklaracjach naszych zawodników. Ale z pewnością musimy zadbać o szerszy skład. Chciałbym, żeby dołączyło do nas również kilku bardziej doświadczonych zawodników.
Dobrze idzie nowosolskim kadetom, wyróżniają się swoją grą, dotarli do ćwierćfinałów Mistrzostw Polski. Za kilka lat to może być zaplecze Astry?
Oczywiście. Mam taką ogromną nadzieję. Oglądałem ich niejednokrotnie w akcji, mają spory potencjał. Wiemy, że przed nimi jeszcze sporo pracy i zaangażowania w trening. Ci, którzy będą gotowi na dołączenie do zespołu drugoligowego, z pewnością dostaną taką szansę. Świetną robotę z nimi robi trener Andrzej Krzyśko, dla niego przede wszystkich słowa uznania.
Co z tobą, czy nadal będziesz grającym trenerem? Jakie są tego plusy, a jakie minusy?
W przyszłym sezonie z pewnością znów będę godził dwie funkcje. Nie jest łatwo być zawodnikiem i trenerem jednocześnie, dlatego za dużo plusów nie ma. Może taki, że sam czuję po sobie, jak intensywne są poszczególne ćwiczenia – czy dorzucić do pieca, czy może odpuścić, bo już sezon daje się we znaki.
Czasami moje doświadczenie przydaje się na boisku i wspieram drużynę, jak tylko mogę, swoją grą. Największym minusem jest to, że z perspektywy boiska nie widać tak dobrze gry jak z boku. Ciężko mi oceniać poszczególne zagrania. Ale obiecuję, że zrobię wszystko, żeby to był mój ostatni sezon w podwójnej roli (śmiech).
W ostatnich miesiącach mocno budowana była nowosolska Koliberkomania, jak ci się to podoba?
Podoba – i to bardzo. To jedno z moich marzeń: żeby nowosolska siatkówka wdrapała się na wyższy poziom. Jest sporo bardzo pozytywnych i zaangażowanych osób, wierzę, że razem osiągniemy cel.
Bez wątpienia kibice są naszą siłą napędową. Widać to po wynikach. U siebie, przy naszej publiczności jesteśmy praktycznie nie do zatrzymania. Początek sezonu i my, i kibice mieliśmy niemrawy. Od kiedy hala przy ul. Botanicznej zaczęła się wypełniać po brzegi, nam dodało to więcej motywacji, a co za tym idzie – gra jest zdecydowanie lepsza. Mam wrażenie, że gra ruszyła, od kiedy zaczęła wspomagać nas tańcząca grupa. Dają czadu! Rozgrzewają publikę nie mniej intensywnie niż my.
Poza tym od razu więcej ludzi zaczęło chodzić na mecze. Z tego miejsca chciałbym bardzo podziękować osobom odpowiedzialnym za tę świetną grupę tancerzy.
Czy w związku z rodzącą się modą na siatkówkę czujesz presję, czy to miłe uczucie?
To bardzo miłe uczucie. Odbieram to nie jako presję, lecz jako dodatkową motywację do działania. Nie możemy zawieść tej cudownej publiczności oraz ludzi, którzy mocno się angażują, żeby nas wspierać. Mam nadzieję, że cały czas będzie to szło w odpowiednim kierunku i siatkówką zarazimy całe miasto.
Przed tobą wielkie wyzwanie, nowy zespół, wizja rozwoju naszej siatkówki. Jak się widzisz w tym kontekście?
Mimo młodego wieku zajmuję się tym już przez kilka lat. Chyba byłem najmłodszym trenerem w historii całej II ligi (śmiech).
Siatkówka to moja wielka pasja, a miasto Nowa Sól to ukochana mała ojczyzna. Dlatego właśnie po studiach zdecydowałem się opuścić większe miasto i wrócić, realizować się w naszym mieście. Lubię wyzwania, poza tym mam wielu ludzi, którzy mnie wspierają w tym, co robię.