Andrzej Krzyśko o sezonie Astry: Czasami aż mnie podnosiło na ławce! [Tygodnik Krąg]
Od roku mniej krzyczy na linii, skupia się na statystyce, analizuje ustawienia. Andrzej Krzyśko, drugi trener Astry Nowa Sól, mówi o swoim pierwszym roku z zawodowcami. – Wiemy, jak budować nowy zespół. Wiemy, czego nam potrzeba – zapewnia Krzyśko
Monika Owczarek: Jaki to był dla pana sezon?
Andrzej Krzyśko: Wyjątkowy, choć jest niedosyt. Tym większy, bo wiem, że moglibyśmy dalej grać. Najbardziej żal tego trzeciego meczu u nas z Żaganiem. Niedokończony tie-break i później w Żaganiu tego zwycięstwa zabrakło.
To następne doświadczenie dla nas. Rok był specyficzny, z pandemią w tle, bez kibiców, dopadła nas kwarantanna. Mieliśmy wiele przebojów. Dzisiaj na pewno wiemy, jak budować nowy zespół. Wiemy, czego nam potrzeba.
Dotychczas trenował pan dzieci i młodzież. Jaka jest różnica w treningach z dorosłymi, co najbardziej pana uderzyło?
W sumie wyobrażałem sobie, że to tak będzie wyglądać. Sposób treningu znacznie odbiega od trenowania młodszych zawodników. W przypadku zawodników klasy Koliberków wygląda to inaczej.
Nie spodziewałem się, że zdrowie ma tutaj priorytetowe znaczenie. Jeżeli wszyscy są zdrowi i nikogo nic nie boli, to można trenować więcej. Niestety, przychodzi taki moment, że większość się na coś skarży i trzeba grać ostrożnie, treningi dopasowywać do możliwości.
Z młodzieżą jest inaczej. Jak jest kontuzja z przypadku, to – wiadomo – młody zawodnik dochodzi do siebie, wraca powoli i gramy dalej. W sytuacji zawodowych siatkarzy to ma już kluczowe znaczenie. Większość z nich pracuje, po ośmiu godzinach pracy przyjeżdżają na trening. Tak się dzieje dzień w dzień. Bywają przemęczeni. Trzeba dopasowywać treningi i ich moc do dnia tygodnia. Często musieliśmy zmieniać plan treningu, bo odzywały się przeciążenia.
Z zawodowymi siatkarzami więcej bazuje się na tym, co umieją. To świadomi sportowcy, znają swoje możliwości. Jeśli chodzi o pewne nawyki, to niektórych się już nie zmieni. Dopasowujemy się do tego, co mają. A jeśli chodzi o młodzież, ciągle trwa szkolenie techniczne, uczymy ich właściwego postępowania. Im starszy, tym bardziej wykorzystujemy to, co potrafi. To chyba największa różnica w pracy trenerskiej z juniorami i seniorami.
Diametralnie zmieniła się pana rola w sztabie szkoleniowym. Drugi trener ma wiele ważnych, ale jednak innych zadań niż głównodowodzący.
Na meczach muszę być skupiony, uważać na wszystko, co dzieje się na boisku. Wcześniej stałem przy linii i krzyczałem do swoich chłopaków, przekazywałem informacje. Tutaj, żeby nie robić zamieszania, to pierwszy trener jest od tego – on udziela wskazówek w trakcie meczu. Oczywiście na zapleczu to przegadujemy, analizujemy i po podjęciu decyzji pierwszy trener to wyjaśnia siatkarzom. To inna rola, trzeba pracować z komputerem, sprawdzić, gdzie są różnice, oceniać, analizować i zwracać uwagę na to, co w danym momencie najważniejsze.
Początkowo trudno mi było wysiedzieć na ławce. Nigdy wcześniej nie musiałem być tak opanowany, podbiegałem do linii, instruowałem. Tutaj – niestety – na co innego trzeba zwrócić uwagę. Dla mnie to jest nowe doświadczenie, bardzo pozytywne.
Jaki będzie kolejny sezon dla Astry?
W przyszłym roku powinno być lepiej. Dużo zależy od naszego potencjału. To ważne, kogo ma się w zespole. Nawet w najwyższych ligach od razu widać, kto jest faworytem. Coraz trudniej dobrać odpowiednich zawodników, budżet jest istotny. Siatkówka staje się bardzo prestiżowa.
Wiele różnych czynników musi się poskładać, żebyśmy mogli dobrze wypaść. Tak jak mówi prezes Jeton, od kiedy weszliśmy do II ligi, utrzymujemy się w czubie tabeli. Zdobywamy doświadczenie.
To nie takie łatwe. Wszystkie zespoły są aktywne, grają i walczą. Miejsca wśród najlepszych coraz mniej. Co roku jest ktoś, kto buduje zespół i chce wejść do I ligi. Na pewno nie będzie łatwo, ale tak powinno być, bo później jest przepaść. Forma musi być wysoka i stabilna.
W I lidze jest już ciężko, co pokazała historia naprawdę dobrego Chrobrego Głogów. Dzisiaj idą od nowa. Obserwujemy ich zmagania i im kibicujemy. Mają już swoje doświadczenia, trzeba się od nich uczyć, również od Sulęcina.
Awansować nie jest tak łatwo, ale utrzymać się jest jeszcze trudniej.
Na drugoligowym parkiecie w składzie Astry pojawili się pana młodzi podopieczni. Jest duma?
Cieszę się, widząc ich w II lidze. Oczywiście różnie to wyglądało. Zobaczymy, jak będzie w przyszłym roku, który z chłopaków będzie grał.
Dla młodzieży jest niestety dookoła wiele pokus. Zaczynają swoje młodzieżowe życie i mają przed sobą wiele wyzwań. Myślą już o pracy i chcą czasu dla siebie, a tutaj sześć razy w tygodniu treningi. Nie można nie przyjść, coś sobie odpuścić, przełożyć – tutaj się odpowiada przed kolegami. Dla nich to przejście z rekreacji i zabawy do dorosłego życia. Z młodzieżą do pewnego momentu jest świetnie, doskonale się zapowiadają, a później nie każdy potrafi być systematyczny i konsekwentny. Widzimy, że tych juniorów, których moglibyśmy wykorzystać w II lidze, jest mało.
Jako analityk wie pan pewnie najlepiej, gdzie jest potrzeba wzmocnienia zespołu?
Różnie to wyglądało w różnych meczach. Wiadomo, w wygranych spotkaniach lepiej. W poszczególne spotkania nie wszyscy wchodzili na równym, stabilnym poziomie. Zmieniali nam się liderzy na boisku. Chyba ani razu cały zespół nie zagrał całego meczu na wysokich obrotach. Trochę jak w kalejdoskopie. Nie zawsze też zmiennicy pomagali. Z pewnością będziemy wzmacniać siłę ataku, przyjęcie i musimy umacniać lewe skrzydło.
Sezon się zakończył, ma pan coraz więcej wolnego czasu. Co teraz robi drugi trener naszych Koliberków?
Trochę odpoczywam od siatkówki, mam tylko zajęcia z małymi w „ósemce”. Z dużą siatkówką jestem cały czas w kontakcie, myślimy już, co w kolejnym sezonie. Analizujemy techniczne sprawy. Niestety, dla nas ten sezon się skończył, ale trzeba się podnieść i myśleć o następnym. Piłka zawsze jest w grze.