3:0 z Jelcz Laskowice - relacja Tygodnik Krąg.
W minioną sobotę wreszcie ruszyły ligowe rozgrywki siatkarzy. Po serii turniejów towarzyskich i sparingów nadszedł czas na punktowane spotkanie. Zmierzyliśmy się z beniaminkiem w tabeli siatkarzami Jelcz Laskowice. Z nowymi zespołami w grupie bywa różnie. Po pierwsze nikt ich dobrze nie zna, bo drugie młody zespół zwykle jest waleczny tym bardziej, gdy gra z najlepszym zespołem minionego sezonu. Mecz rozpoczął się o godzinie 15.00. Ze względu na epidemiczne obostrzenia impreza jest symbolicznie biletowana, co pozwala organizatorom mieć kontrolę nad ilością osób na sali.
Do pierwszego ligowego meczu w zespole Astry na parkiet wyszli: Przemysław Kępski, Marcin Brzeziński, Dawid Witkiewicz, Paweł Skibicki, Fryderyk Polus, Bartosz Odwarzny, Mateusz Ruciński. Nie była to jednak decydująca szóstka, ponieważ w trakcie trwania spotkania na boisku wchodzili pozostali zawodnicy.
Pierwszy set zaczął się dobrze dla drużyny Jelcz Laskowice, która zdobyła dwa punkty. Zarówno nasi siatkarze jak i kibice nie wyglądali tym szczególnie zmartwieni. Jak się szybko okazało słusznie, bo Astra natychmiast zaczęła seriami zdobywać punkty. Pozwoliło to pierwszego seta wygrać 25:21. W drugim secie szybciej poradziliśmy sobie z rywalem. Nie pozwoliliśmy pograć siatkarzom Jelcza, których pokonaliśmy 25:14. Trzeci set również w całości należał do nowosolan a zakończyliśmy go wynikiem 25:19. Najlepszym zawodnikiem meczu został Dawid Witkiewicz.
– To nasz pierwszy mecz i w tym przypadku mogę powiedzieć, pierwsze koty za płoty. Graliśmy dzisiaj w innym składzie niż wcześniejsze sparingi mimo to nawiązywaliśmy walkę z drużyną Astry. Opieramy się na składzie, który wywalczył awans do drugiej ligi. Dzisiaj jednak kilku naszych kluczowych siatkarzy było z kontuzjami – mówi Krzysztof Pilawa, trener drużyny Jelcz Laskowice. Zapowiada jednocześnie, że siatkarze Jelcza grają bez kompleksów i w kolejnych meczach będą odrzucać rywali od siatki. Za tydzień zespół Jelcza zagra u siebie z Sobieskim Żagań.
Zdaniem Wiktora Zasowskiego Astra dobrze weszła w sezon tym meczem. – Zależało nam, żeby tak było, bo optymistyczne nastawienie pomaga zawodnikom mentalnie przed kolejnymi starciami. Takimi spotkaniami buduje się dobrą atmosferę, która owocuje skuteczną gra – zauważa W. Zasowski, trener Astry Nowa Sól.
Trener Kolibrów nie ukrywa, że wciąż jest jeszcze trochę do poprawki. Podczas pierwszego meczu zespół często chce się pokazać i stara się tak bardzo, że coś nie wychodzi. – Mamy jeszcze kilka elementów do dopracowania. Dawid wyróżnił się dzisiaj na boisku, pracował z głową i mądrze grał – przyznaje W. Zasowski.
Co do pierwszej szóstki trener Zasowski podkreśla, że jeszcze się nie wykrystalizowała i być może do końca jej nie będzie. – Chłopaki naprawdę się starają i każdy chce grać. Czasami muszę podejmować naprawdę trudne decyzje, komu akurat w danym momencie daję szansę. Stawiam na tych siatkarzy, którzy według mnie w danym momencie są w najlepszej dyspozycji. Nikt jednak nie powiedział, że za tydzień, czy za miesiąc będzie tak samo – zaznacza W. Zasowski.
Kolejny mecz Astra Nowa Sól miała zagrać w sobotę 3 października z Chrobrym Głogów na wyjeździe. Niestety drużyna głogowian trafiła do kwarantanny ze względu na kontakt z osobą zakażoną koronawirusem. Tym sposobem mamy wolny weekend. Trenerów i siatkarzy to martwi. Mecz trzeba bowiem rozegrać w innym terminie, co dla obu drużyn może być skomplikowane.
Monika Owczarek