Krwawiąca Astra

Krwawiąca Astra


Mecz Astry Nowa Sól z Sobieskim Żagań to prawdopodobnie najgorsze spotkanie, jakie widzieli kibice Koliberków w tym sezonie. Astra zeszła z boiska z przegraną 3:1, ale styl, w jakim oddawała sety, będzie się śnił po nocach miłośnikom nowosolskiej siatkówki

Sobieski Żagań – MKST Astra Nowa Sól 3:1 (25:15, 27:29, 25:14, 25:7)

Kiedy tydzień wcześniej zawodnicy i kibice Astry wracali z przegranego meczu z Chrobrym Głogów, byli z pewnością w lepszych nastrojach niż po spotkaniu z Sobieskim Żagań. Z powodu nieczynnej hali sportowej w Żaganiu mecz odbył się w Iłowie.

W pierwszych minutach pojedynek był wyrównany. Trwało to jednak tylko przez chwilę. Od dziewiątego punktu Sobieski zaczął odjeżdżać Astrze i to lotem błyskawicy. Brakowało sportowej walki i zawziętości. Przy wyniku 18:14 dla Sobieskiego widać było, że Koliberki już się w tej partii nie podniosą. Niewiele dawał mocny doping z trybun licznie przybyłych kibiców. Ostatecznie pierwszy set przegraliśmy 25:15.

Na drugi Koliberki wyszły pewniejsze siebie i swoich umiejętności, co było widać od pierwszych akcji. Astra od początku prowadziła dwoma-trzema punktami i przewagę utrzymywała. Set podniósł mocno ciśnienie kibicom, bo końcówkę drużyny grały punkt za punkt. Astra okazała się minimalnie lepsza i wygrała to starcie 29:27.

Trzeci set był niestety powtórką pierwszego. Wróciły te same błędy, Sobieski przyciskał coraz mocniej – i to skutecznie. Gospodarze z każdą minutą zwiększali swoja przewagę 15:10, 16:10, 17:10. Obrona Astry nie dawała sobie rady ze skuteczną i równą grą przeciwnika. Przegrywali wszystkie długie wymiany. As serwisowy zakończył ten set pozostawiając Astrę z przegraną 25:14.

A czwarty? Koszmar. To był moment, w którym Sobieski wbił gwóźdź do trumny. Można spokojnie powiedzieć, że Koliberki oddały set walkowerem i wręcz nie wyszły na parkiet. Od pierwszych uderzeń Sobieski zwiększał swoją przewagę. Traciliśmy wszystkie piłki, punkty zdobywaliśmy tylko wtedy, gdy piłka przeciwnika nie przeszła na drugą połowę boiska. Astra nie radziła sobie ani z odbiorem, ani z serwowaniem. Set zakończył się rzadko spotykanym w seniorskiej siatkówce wynikiem 25:7. Można go określić tylko jednym słowem: katastrofa. Koliberki nie powalczyły, nawet nie próbowały.

– To, co się wydarzyło, daje powody do głębokiego zastanowienia – komentuje na gorąco po meczu Przemysław Jeton, trener Astry. – To była kompletna klapa. Bardzo przepraszam kibiców jednej i drugiej strony za to, że musieli oglądać krwawiącą Astrę. Jeden wygrany set nie wystarczył. Zabrakło wszystkiego – jakości i umiejętności.

Zdaniem trenera Jetona wystarczyła jedna seria, gdzie Sobieski przycisnął zagrywką – i to nawet nie jakąś szczególnie dobrą – żeby Astra się zgubiła. – Byliśmy niedokładni w przyjęciu i rozegraniu. Serie takich sytuacji sprawiały, że siadała nam mentalność. Próbowałem rozmawiać z chłopakami podczas czasów, ale oni mieli głowy spuszczone, zero ambicji, zero chęci, jakby się godzili na to, że dzisiaj nic z tego nie będzie, że lepiej rzucić ręcznik na parkiet i jechać do domu – przyznaje z żalem P. Jeton.

Aleksander Karimow zwraca uwagę, że przeciwnik grał konsekwentnie, a przede wszystkim bez błędów: – W secie, w którym Sobieski przegrał, zrobił łącznie 14 błędów. My te sytuacje wykorzystaliśmy i wygraliśmy. Meczu nie wygrywa się jednak jednym zwycięskim setem. Niestety, nasi zawodnicy byli niedokładni w kolejnych częściach, a ostatnia to już dramat, co jest bardzo przykre.

Drugi trener Astry dostrzega to, że nowosolski zespół nie radził sobie z trudną zagrywką. Źle na naszych zawodników wpłynęła kontuzja rozgrywającego Sławomira Janusza. – Wszystko poszło nie tak, jak powinno – kwituje A. Karimow.

Teraz mecz u siebie z Gwardią Wrocław. Start w sobotę o godz. 17.00 w hali przy ul. Botanicznej. W tabeli jesteśmy na szóstym miejscu. – Musimy poprawić pewność gry, bo tego nam zabrakło. Czeka nas ciężka praca na treningach, żeby naprawić to, co tutaj szwankowało, czyli przede wszystkim odbiór i zagrywkę. Z Gwardią mamy rachunki do wyrównania. Mecz można przegrać, ale styl musi być o wiele, wiele lepszy. A to była przegrana w fatalnym stylu – nie ukrywa A. Karimow.

Monika Owczarek